Jeśli kiedykolwiek wydawało Wam się, że mamy problem bezpańskich psów – byliście w błędzie. Oczywiście i u nas takie są, ale to nic w porównaniu do sytuacji, która spotkała mieszkańców okolic miasta Sitapur w północnych Indiach. Tam wygłodniałe czworonogi zagryzły już kilkanaście osób, w tym sześcioro dzieci.
Szóstka maluchów, które padły ofiarą dzikich psów została zaatakowana tylko od początku tego miesiąca. W sumie od listopada 2017 śmierć poniosło aż 12 osób. Większość z nich została zaatakowana w czasie zbiorów owoców mango, lub gdy w pojedynkę wracały do domów.
Część mieszkańców podejrzewa, że wzmożona żarłoczność i agresja psów wynika z… zamknięcia nielegalnej rzeźni, która działała w tym rejonie. Dopóki zwierzęta miały dostęp do resztek poprodukcyjnych i odpadów nie atakowały ludzi. Teraz być może głód zmusił je do szukania nowych źródeł pożywienia.
Władze apelują o niepozostawianie dzieci bez opieki. W szkoła zanotowano spadki frekwencji, bo część rodziców boi się posyłać pociechy same. Mieszkańcy starają się już samodzielnie polować na psy, gdyż pomoc profesjonalnych hyclów jest niewystarczająca. Jak dotąd złapali 24 psy. W kraju gdzie włóczą się ich miliony to kropla w morzu.
Do tej pory bezpańskie psy w Indiach raczej poszukiwały żywności w śmietniskach. Do przypadków śmiertelnych pogryzień dochodziło stosunkowo rzadko. Dlatego sytuacja z okolic Sitapur jest wyjątkowa i może budzić niepokój lokalnych mieszkańców i władz.
o2.pl