Wojciech K. swego czasu zasłynął niezbyt mądrym zachowaniem. Postanowił napaść na sklep monopolowy, w którym… był stałym klientem. A potem było tylko jeszcze gorzej i jeszcze śmieszniej…
Wojciech bardzo potrzebował pieniędzy. Jedyne, co potrafił wykombinować to napad na sklep. Za swój cel obrał monopolowy na jednej z dzielnic Wrocławia, w którym był stałym bywalcem. Wszyscy znali go tam jako Wojtusia a nie krwiożerczego Wojciecha-bandytę.
Mężczyzna mimo to postanowił działać. Założył kominiarkę, chwycił klucz nastawny i pewnym krokiem wparował do sklepu. Jednak ekspedient nie przeraził się, tylko chwycił rabusia i ściągnął mu kominiarkę. Skołowany Wojciech zamiast tysięcy z kasy… chwycił tylko pół litra wódki i uciekł.
Szybko dopadły go wyrzuty sumienia, dlatego po opróżnieniu butelki… wrócił do sklepu, żeby przeprosić. Nie przewidział jednak, że będą tam czekali na niego policjanci, którzy z kajdankami na rękach wtrącą go do aresztu.
Sąd nie był ani trochę łaskawy dla Wojciecha K. Za napad rozbójniczy skazał go na trzy lata więzienia. Jak na skok, w którym jedynym łupem była połówka wódki, to naprawdę sporo!
fakt.pl/ foto: zdjęcie ilustracyjne