Ta historia jest naprawdę szalona. Małżeństwo z Huston w Teksasie w USA powiadomiło policję o kradzieży… domu. Coś, co wydawało się zupełnie niewiarygodne było prawdą – domek faktycznie zniknął. Zarazem nic nie było takie jak się wydaje – ta sprawa miała jeszcze inny, niespodziewany wymiar!
Jo i Lannie Harrison uwielbiali relaks z dala od zgiełku wielkiego miasta. Do tego celu służył im domek letniskowy znajdujący się poza metropolią. Drewniana konstrukcja miała sypialnię, łazienkę i zapewne była bardzo przytulna.
Ostatni raz para odwiedzała swoją działkę w listopadzie. Gdy przybyli na miejsce w ostatni piątek… domku nie było.
„Powiedziałem, że to zapewne brzmi dziwnie, ale chcę zgłosić kradzież domu. Policjanci dopytywali „domu”? Odpowiedziałem, że tak i wyjaśniłem, że mieliśmy 10-akrową posiadłość z małą chatką. I ta chatka zniknęła”
– opowiadał Jo Harrison.
Faktycznie – w miejscu chatki pozostały tylko betonowe bloki, na których oparta była konstrukcja i sterczące rury, którymi były do niego doprowadzone media.
Policja przyjęła zgłoszenia i rozpoczęła poszukiwania. Te zakończyły się szczęśliwie już po dwóch dniach. Ale szczęście było jedynie połowicznie – chatka się znalazła, ale nie wiadomo czy i kiedy wróci już do państwa Harrisonów.
Okazało się, że chatka została przejęta z powodu… długów poprzedniego właściciela! Czy obecnym właścicielom uda się odkręcić tą dziwną historię? Miejmy nadzieję, że tak, zima się kończy – choć w Teksasie to pojęcie względne – i na nadchodzące ciepłe miesiące przydałby się taki domek letniskowy.
wprost.pl