66-letni Dave Bennetta podczas rodzinnego wypadu na Florydę w ogóle nie spodziewał się, że spotka go coś tak potwornego. Mężczyzna korzystał z uroku pięknej pogody i postanowił popływać w oceanie. Podczas kąpieli został zaatakowany przez niebezpieczną dla ludzi mięsożerną bakterię. Amerykanin na początku zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy.
Mężczyzna spędził w oceanie kilka godzin, a po morskiej kąpieli czuł się znakomicie. Dopiero wieczorem zauważył na skórze małą czerwoną plamkę, którą w ogóle się nie przejął. 66-latek był przekonany, że to nic groźnego i położył się spać. Następnego dnia obudził z fatalnym samopoczuciem. Bolała go głowa, było mu zimno, a jego ciałem wstrząsały okropne dreszcze. Wieczorem sytuacja zrobiła się na tyle poważna, że Dave postanowił jechać do szpitala.
Maleńka ranka na skórze w zaledwie kilka godzin przeistoczyła się w ogromną, czarną plamę. Mimo natychmiastowej pomocy stan pacjenta pogarszał się z minuty na minutę. Kilka godzin później lekarze stwierdzili niewydolność wielonarządową, która ostatecznie przyczyniła się do zgonu 66-latka. Sekcja zwłok wykazała, że organizm mężczyzny został zaatakowany przez mięsożerną bakterię, która wręcz zjada człowieka od środka, o nazwie vibrio vulnificus powodującej martwicze zapalenie powięzi. Na jej atak najbardziej narażone są osoby o niskiej odporności organizmu i po przebytych chorobach przewlekłych.
źródła: metro.co.uk, foto youtube.com
.