Cały świat żyje dramatem 12 chłopców uwięzionych w zalanej jaskini Tham Luang Nang Non w północnej Tajlandii. W czasie akcji ratunkowej zginął jeden z nurków-ochotników.
Nurek był byłym komandosem jednostki SEALS. Chciał pomóc tajskim władzom w akcji ratowniczej, niestety zginął w czasie wymiany butli z tlenem. Nie znamy dokładnych okoliczności zdarzenia, wiemy jedynie, że nurkowi zabrakło powietrza.
Kierownictwo akcji ratunkowej przyznaje, że ma pewien problem z dziesiątkami ochotników, którzy chcą nieść pomoc uwięzionym dzieciom. Ich działania czasem powodują więcej szkód niż pożytku – w czwartek grupa ochotników zamiast wypompowywać wodę z jaskini, wpompowała ją z powrotem niwecząc wysiłek ratowników!
12 chłopców wraz z opiekunem zaginęło 23 czerwca. 2 lipca ratownicy dotarli do nich poprzez zalane korytarze jaskini. Grupa znajduje się w bezpiecznym miejscu, ale nie ma możliwości opuszczenia go bez specjalistycznego sprzętu.
Aktualnie ratownicy dostarczają uwięzionym jedzenie, napoje, leki i tlen. Cały czas trwają wytężone prace nad rozwiązaniem tej patowej sytuacji. Jeśli nie uda się niczego wymyślić, to chłopcy będą musieli poczekać nawet 4 miesiące, dopóki poziom wód zalewających jaskinię nie opadnie.
wprost.pl/screenshot youtube