Alexandra Macesanu mieszkała w Rumunii i w czwartek 25 lipca usiłowała dostać się z miejscowości Caracal do wioski, w której mieszkała. Ze względu na słabo rozwinięty transport publiczny musiała liczyć na autostop. Pech chciał, że trafiła na gwałciciela i mordercę, a co gorsza jej wezwania o pomoc zostały zlekceważone przez policjantów.
Nastolatkę porwał i uwięził 65-letni mechanik samochodowy Gheorgh Dinca. Co najbardziej bulwersujące nastolatka miała okazję aż 3 razy zadzwonić na policję błagając o pomoc. Miała np. krzyczeć do słuchawki, że „on się zbliża, on się zbliża!”, jej telefony musiały więc brzmieć naprawdę dramatycznie. A mimo to policjanci nie śpieszyli się z interwencją…
ZOBACZ TEŻ:Zgłosili zaginięcie córki. Po roku wyszło na jaw, że cały czas skrywali makabryczną prawdę
Dotarcie i przeszukanie domu Dincy zajęło im aż 19 godzin. Jedyne co znaleźli to ludzkie szczątki. Macesanu już nie żyła. Technicy kryminalistyki określili, że przed śmiercią została zgwałcona. Cała sprawa wywołała ogromną falę oburzenia w Rumunii. W sobotę odbyły się tam protesty potępiające działania policji.
Służby tłumaczą się, że potrzebowały czasu aby zlokalizować, gdzie przebywa 19-latka oraz zdobyć nakazy przeszukania. Jakby tego było mało w niedzielę Dinca przyznał się do jeszcze jednego morderstwa. Twierdzi, że stoi za kwietniowym zaginięciem i zamordowaniem 18-letniej Luizy Melencu.
Reuters, który informuje o całej sprawie zwraca też uwagę na to, że w Rumunii wiele osób musi korzystać z autostopu ze względu na słabą siatkę połączeń lokalnych. To stwarza okazje różnym przestępcom do ataków na bezbronne osoby.
wprost.pl/ foto: pixabay