Koronawirus. Wstrząsająca relacja włoskiego lekarza: „To prawie jak wojna”

 Daniele Macchini, lekarz z Humanitas Gavazzeni Clinics w Bergamo we Włoszech podzielił się wstrząsającą relacją na temat walki z koronawirusem SARS-CoV-2. Włochy to obecnie trzecie co do wielkości ognisko epidemiczne na świecie, a wszystko wskazuje na to, że jeszcze dzisiaj wskoczą one na niechlubne drugie miejsce, wyprzedzając Koreę Południową. Oto, co dzieje się w tamtejszych szpitalach. 

Włochy są tuż za Chinami pod względem ilości ofiar śmiertelnych – to już ponad 366 osób. Może się wydawać, że to państwo straciło kontrolę nad rozprzestrzenianiem się wirusa, ale prawdopodobnie mamy po prostu do czynienia ze zbliżaniem się szczytu zachorowań – stąd coraz większe liczby chorych i zmarłych. Niezależnie od tego, jak sobie to będziemy tłumaczyć, słowa Daniele Macchini są naprawdę wstrząsające.

 

Kolejne grupy przybywają do izby przyjęć. Szpital tworzy zróżnicowane trasy dla podejrzewanych o zarażenie pacjentów, by unikać między nimi kontaktu i dodatkowych infekcji. Cała ta szybka transformacja wprowadziła na korytarzach szpitala atmosferę surrealistycznej ciszy i pustki, którą trudno pojąć. Jest trochę jak na wojnie”

 

– powiedział Macchini dla Corriere della Sera, cytowany przez fakt24.pl.

 

Lekarz przyznaje, że nie są oni w stanie leczyć wirusa. Nie ma na niego leków i szczepionek, można działać wyłącznie objawowo. Przy tym, tak naprawdę wszystko zależy od odporności organizmu:

 

Sytuacja jest dramatyczna. Nie przychodzą mi do głowy żadne inne słowa. To dosłownie jak wojna wybuchła, nasze bitwy trwają nieprzerwanie w dzień iw nocy. Nieszczęśnicy, którzy jeden po drugim do nas trafiają na pogotowie wcześniej myśleli, że mieli tylko grypę. Władze mówiły im, że tak było. Przestańmy mówić, że to grypa. Mieszkańcy Bergamo nie przychodzili wcześniej na izbę przyjęć, jakoś sobie radzili z chorobą, postępowali zgodnie ze wszystkimi wskazaniami władz, czyli siedzieli tydzień lub dziesięć dni w domu z gorączką i nie wychodzili, by nie zarażać. Ale teraz już nie wytrzymują. Nie mogą już znieść powikłań choroby. Nie oddychają wystarczająco dobrze, potrzebują tlenu. Tymczasem terapie lekowe dla tego wirusa są niewystarczające

 

Jak mówi lekarz, u wszystkich jego pacjentów, którzy leżą w szpitalu rozwija się obustronne, śródmiąższowe zapalenie płuc – najgroźniejsze z powikłań COVID-19, które często wymaga wsparcia oddechu pacjenta przez respirator. A tych nie ma przecież wcale aż tak wiele.

 

ZOBACZ TEŻ: Wielki finał Sanatorium Miłości. Polało się morze łez!

 

Co więcej, lekarz twierdzi, że choroba wcale nie oszczędza osób młodszych, które także trafiają na OIOM. Tu jednak warto oddać głos statystykom podanym do wiadomości wczoraj, wedle której zmarli pacjenci poniżej 60 roku życia stanowią zaledwie 1% wszystkich zgonów.

 

Lekarz powiedział także, że od dwóch tygodni nie widuje się ze swoją rodziną, z obawy przed zarażeniem ich. Apeluje też do czytelników, by byli gotowi zrezygnować z wyjść np. do kin, teatrów i restauracji po to, aby maksymalnie ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa. Prosi też, by zadbać o osoby starsze, które są bardziej narażone i np. zapewnić im produkty spożywcze i inne sprawunki.

 

 

Komentarze