O zagrożeniu atakiem atomowym Korei Północnej słyszymy cały czas. Szczególnie przewrażliwieni w tym względzie są Amerykanie. I to właśnie eksperci z tego kraju postanowili sprawdzić, co stałoby się, gdyby do takiego ataku doszło naprawdę. Wnioski są przerażające.
Analitycy z portalu DefenseOne zasymulowali wybuch ładunku jądrowego w Honolulu – głównym mieście Hawajów, amerykańskiego archipelagu, który jest szczególnie narażony na atak Kim Dzong Una.
Symulacja zakładała, że ładunek jądrowy wystrzelony z Korei Północnej może mieć moc nawet 200 kiloton, a więc znacznie więcej niż bomby, które spadły na Hiroszimę czy Nagasaki. W wyniku eksplozji w mgnieniu oka zginęłoby co najmniej 150 tysięcy ludzi.
Ponieważ Honolulu w dużej mierze posiada zabudowę drewnianą, w całym mieście rozszalałyby się pożary i zabiły kolejne dziesiątki tysięcy ludzi. Niesprzyjające jest tutaj szczególnie ukształtowanie samej wysypy, która jest górzysta – przez to energia detonacji nie mogłaby się tak łatwo rozproszyć na dużym obszarze.
Co gorsza, ładunek eksplodujący nad Honolulu mógłby spowodować spore tsunami, które poniosłoby materiał radioaktywny aż do wybrzeży USA.
Skutki atomowego wybuchu to jedno, ale symulacja zakładała też zbadanie dalszych skutków takiego ataku. Przede wszystkim należy wspomnieć o skażeniu wody i żywności na wyspie. To wyeliminowałoby ją jako bazę dla amerykańskiej marynarki i jako miejsce do życia na długi czas.
Jak widać panika, która wybuchła na Hawajach po przypadkowych uruchomieniu systemu alarmującego o nadlatującym pocisku balistycznym nie jest nieuzasadniona. Jednak jak się wydaje mieszkańcom Hawajów na niewiele zdałoby się schowanie do schronów czy własnych piwnic. Miejmy więc nadzieję, że takie niebezpieczeństwo nigdy nie zaistnieje w naszej rzeczywistości i pozostanie jedynie czarną symulacją.
o2.pl