Co jakoś ujdzie w Polsce, niekoniecznie w ten sam sposób przebiegnie na Zachodzie. Nasze mandaty są oględnie mówiąc do przełknięcia dla zawodowych kierowców i przewoźników. Stąd czasem gra jest warta świeczki i korzyści z oszustwa są większe niż ewentualna kara. Niestety dla polskiego kierowcy inaczej rzecz się ma w Danii – pozornie „niewinne” wykroczenie sprowadziło na niego astronomiczny mandat…
Kierowca ciężarówki przemierzał półwysep Jutlandzki. W jego południowo-wschodniej części został zatrzymany przez duńską drogówkę. Kierowca od razu wzbudził podejrzenia funkcjonariuszy, bo był wyraźnie podenerwowany kontrolą.
Policjanci zdecydowali się na dokładniejsze oględziny wozu. Prawda szybko wyszła na jaw. Pod tachograf podłożony był silny magnes fałszujący jego wskazania. W zasadzie tego typu oszustwo uniemożliwia odczytanie jak długo kierowca pracował i czy robił wymagane prawem przerwy.
U nas taki występek jest zagrożony karą do 2 tysięcy złotych. W Danii sprawa ma się inaczej – na kierowcę, który przyznał się do winy nałożono mandat w wysokości 275 tysięcy koron duński, co jest równowartością… 150 tysięcy złotych!
Jako że kierowca nie miał jak zapłacić – w ramach egzekucji mandatu skonfiskowano całą ciężarówkę! Co gorsza, sprawa przeciwko kierowcy trafi do duńskiego sądu. Może się ona skończyć zakazem prowadzenia ciężarówek na terenie Danii.
Jak widać więc, karę poniesie nie tylko kierowca, ale również przewoźnik. I to chyba dobre rozwiązanie, bo zapewne kierowca z własnej woli nie fałszowałby wskazań tachografu i nie jechał ponad obowiązujące normy. Być może tego typu historie nauczą przewoźników większego rozsądku.
autoswiat.pl