Te słowa naprawdę chwytają za serce, a zarazem każą poważnie zweryfikować wszystkie oficjalne doniesienia i komunikaty na temat pracy służb w trakcie dramatycznych pożarów w Grecji. Pan Jarosław, który stracił w ich wyniku żonę i dziecko opowiedział TVP Info jak to wszystko wyglądało.
Nie poinformowano nas o zagrożeniu pożarem Cały hotel zaczął się palić. Kazano nam uciekać w ostatniej chwili
– mówi mężczyzna. Jak twierdzi sam informował obsługę hotelu o rozprzestrzeniającym się pożarze, ale nikt nie brał jego słów na poważnie. Do ostatniej chwili zwlekano z ogłoszeniem alarmu, a gdy już do niego doszło, każdy uciekał na własną rękę. Nie było żadnej zorganizowanej akcji.
Akcję ratunkową na greckich plażach zorganizowali rybacy, straż przybrzeżna i właściciele łodzi. Na jedną z nich trafiła żona i dziecko pana Jarosława:
Widziałem jak odpływają. Byłem szczęśliwy, że się uratują. Pomocy żadnej nie było. Pomoc dopiero przyszła po trzech godzinach, już po pożarze, jak się uspokoiło
Niestety, z nieznanych przyczyn łódź zatonęła, a wraz z nią wszyscy znajdujący się na niej ludzie.
Tragedia ta z pewnością stanie się czarną kartą w historii Grecji. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że pożary nie wybuchły przypadkiem, a winę za nie ponoszą ludzie. Dodatkowo greckie służby nie zareagowały odpowiednio. Gdy połączymy to z porywistym wiatrem, który osiągał nawet 100km/h otrzymujemy gotowy przepis na wielką katastrofę. Czy ktoś w związku z tym zostanie pociągnięty do odpowiedzialności?