Adrian K. został zatrzymany w niedzielę za to, że przez kilka dni więził i torturował bezbronną kobietę na terenie opuszczonego dworca w Chełmży. Jak się okazuje, zwyrodnialec ma na koncie jeszcze straszniejsze czyny. Ale mimo to chodził na wolności. Jak to możliwe?
Sąd Rejonowy w Toruniu podjął decyzję o trzymiesięcznym areszcie dla 31-letniego Adriana K. Jest podejrzany o to, że przez kilka dni pastwił się nad młodą mieszkanką Chełmży, którą porwał i uwięził. Kobieta była wielokrotnie gwałcona i bita. Sadysta przypalał ją papierosami, ciął nożem, bił.
ZOBACZ TEŻ: Odkryli tajny właz w kwaterze głównej Hitlera. To za nim ukryta jest bursztynowa komnata?
Kobiecie udało się w końcu uciec i mimo stanu zagrożenia życia wezwać pomoc. Miała rany głowy, obrażenia nerek i szereg mniej groźnych urazów. Adriana K. zatrzymano w jednym z mieszkań w Chełmży w niedzielę rano.
Jak ustalili dziennikarze „Super Expressu” to nie jedyny obrzydliwy i okrutny postępek Adriana K. 11 lat temu, w tym samym miejscu miał on śmiertelnie pobić Piotra K. Na koniec pastwienia się nad swoją ofiarą podpalił jej ubranie. Mężczyzna nie miał żadnych szans.
W związku z tymi doniesieniami podejrzanemu grozi teraz nawet dożywocie. Nie rozumiemy jednak, dlaczego zwyrodnialec takiego sortu w ogóle przebywał na wolności?