Dosłownie parę chwil po starcie bombardiera LOT-u, pilot zakomunikował, że widzi podejrzane usterki. Pasażerowie przeżyli dramat, a na Okęciu wylądowano awaryjnie. Na całe szczęście nikomu nic się nie stało, lecz 53 osoby przeżyły prawdziwy dramat. Takie wydarzenia pozostają w naszych głowach na całe życie.
Pilot bombardiera Q400-LOT miał lecieć z Warszawy do Szczecina. Jednak tuż po starcie zgłosił bardzo podejrzane usterki i wylądował awaryjnie na lotnisku Chopina (dawniej Okęciu). Okazuje się, że przyczyną była awaria systemu układu sterowania. Dzięki doświadczeniu pilota samolot osiadł na płycie lotniska. Asystowało mu przy tym 13 zastępów straży pożarnej. Pasażerowie pozostają pod opieką pracowników LOT-u i oczekują na rejs do Szczecina. Podróżnym nie zagrażało niebezpieczeństwo – przekazał rzecznik LOT Michał Czarnecki. Jak podaje portal gazeta.pl, maszyna została poddana kontroli i aktualnie eksperci sprawdzają przyczynę tego niefortunnego zdarzenia, które mogło się skończyć tragicznie.
I pomyśleć, że mogło się wydarzyć coś naprawdę strasznego. Gdyby nie pilot i fakt, że od razu stwierdził że samolot ma poważną usterkę, to nie wiadomo co by się stało. Pasażerowie zapamiętają ten jakże krótki lot do końca życia. Teraz czas na to żeby ustalić kto był odpowiedzialny za ten niebezpieczny incydent.
źródło: gazeta.pl fot. youtube.com