Przez wiele lat wszyscy jednogłośnie zachwycali się kibicami skoków narciarskich. Obok fanów siatkówki i piłki ręcznej byli oni stawiani jako przeciwwaga do krwiożerczych kiboli piłki nożnej. Okazuje się jednak, że kibole są już wszędzie. Niektórzy zaczynają krytykować nawet spokojnych kibiców naszych skoczków. Dlaczego?
Piotr Marusarz, syn Stanisława Marusarza, wybitnego polskiego skoczka narciarskiego udzielił wywiadu dla portalu eurosport.interia.pl. Głównym tematem była jego walka o utrzymanie sali-muzeum, która na Wielkiej Krokwi im. Stanisława Marusarza jest poświęcona właśnie jego ojcu – patronowi skoczni.
Jednak większym echem odbiją się zdecydowanie słowa pana Marusarza o kibicach, którzy przybywają na zawody do stolicy polskich Tatr. A ma o nich jak najgorsze zdanie.
„Na Wielkiej Krokwi jesteśmy otoczeni kibolami. Takimi samymi, jak na meczach piłki nożnej. To jest coś strasznego i niewyobrażalnego.”
– mówi Piotr Marusarz i jako przykład podaje widok jaki zastał przed niedzielnym konkursem skoków:
„przechodziłem obok pustych butelek po wódce oraz wokół śmieci. To naprawdę nie są wspaniali kibice. Tak to wygląda w rzeczywistości.”
Szybko wychodzi, że pan Piotr po prostu nie jest zwolennikiem „nowoczesności” i tęskni za dawnymi czasami. Krytykuje np. spikera, który zagrzewa publiczność do zabawy przez cały czas trwania zawodów:
„Każe tym ludziom kucać, wstawać lub wyskakiwać, czyli kompletnie bzdurne rzeczy. Po prostu robi się z tego cyrk. Nie jest to kibic narciarski, który przychodził 20-30 lat temu na skoki, żeby podziwiać wyczyny wszystkich zawodników. Aktualny kibic w większości przychodzi po to, żeby się drzeć, trąbić i pić wódkę.”
Najbardziej bolesna jest jednak konkluzja, jakże typowa dla wielu Polaków. Nagle okazuje się bowiem, że tylko nasi kibice robią „syf”, nie to co Austriacy w Innsbrucku czy Niemcy w Garmisch-Partenkirchen. Tam jest „inaczej”.
Czy naprawdę atmosfera na skokach narciarskich poszła w tak złą stronę? Czy ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy, był w Zakopanem i podzieli się z nami własnymi odczuciami? A może byliście także na zawodach poza granicami kraju i możecie je porównać z naszymi?
Wydaje nam się, że głos Piotra Marusarza to po prostu głos człowieka starej daty, który nie odnajduje się w dzisiejszej rzeczywistości. I nie jest to absolutnie coś, co należy krytykować, czy wyszydzać. Ot, różnica pokoleń.
eurosport.interia.pl