7 lat temu zginął na wraku Wilhelma Gustloffa. Wokół sprawy panuje zmowa milczenia

Robert Szlecht pochodził z Poznania i miał 44 lata w momencie śmierci. Jego pasją było nurkowanie i 7 lat temu przypłacił ją życiem. Wokół sprawy było mnóstwo niejasności i początkowo ciała nie odnaleziono. Natrafiono na nie przypadkiem po 7 latach, w zupełnie innym miejscu niż powinno być. 

Do tragedii doszło w lipcu 2012 roku. Robert wraz z kolegami wybrali się do Łeby by w ponurkować w okolicy przy wrakach zatopionych okrętów. Oficjalnie ich celem był zbiornikowiec „Terra”, ale wszyscy wiedzieli, że tak naprawdę grupa chce się dostać do „Wilhelma Gustloffa” – potężnego statku pasażerskiego, który zatonął na początku 1945 roku trafiony sowieckimi torpedami. Wrak został uznany za mogiłę wojenną, bowiem zginęło na nim ponad 6 tysięcy osób. Nurkowanie tam jest zabronione.

 

ZOBACZ TEŻ: Przetrzymywali Piotra w fatalnych warunkach i na koniec ucięli mu głowę. Po 11 latach trafią przed sąd

 

Mimo to wrag „Gustloffa” przyciąga śmiałków. Tak samo przyciągnął Roberta z kolegami. Niestety 44-latek nigdy nie wypłynął na powierzchnię. Jego koledzy podali służbom ratowniczym, że Robert, tak samo jak oni, nurkował na wraku „Terry”, ani słowem nie zająknęli się o wyprawie na Gustloffa. Nic więc dziwnego, że ciała Roberta wówczas nie odnaleziono.

 

Śledztwo w sprawie prowadziła Prokuratura w Lęborku. Co ciekawe, na kutrze, którym poruszali się nurkowie nie zostały żadne ślady elektroniczne związane z położeniem i kursem jaki w rzeczywistości przebyła jednostka. Jedyny ślad, to zapis w dzienniku kapitańskim podający pozycję okrętu: 55 stopni i 8 minut szerokości północnej i 17 stopni 46 minut długości geograficznej wschodniej. „Gustloff” leży na 55 stopniach i 7 minutach szerokości północnej i 17 stopniach 42 minutach długości wschodniej. To było jednak za mało i kilka miesięcy później śledztwo umorzono.

 

W czerwcu 2019 roku sprawa wróciła, bowiem nurkujący na „Wilhelmie Gustloffie” członkowie stowarzyszenie „Baltictech” odkryli zwłoki płetwonurka. Okazało się, że jest to zaginiony przed 7 laty Robert Szlecht.

 

Śledztwo rozpoczęło się na nowo, ale nie posuwa się do przodu, bowiem prokurator wciąż czeka na opinię biegłego dotyczącą sprawy. Nie przesłuchano też jeszcze towarzyszy Roberta. Jedynie rodzina może odetchnąć, bowiem wreszcie, po 8 latach, w ciszy i najbliższym gronie, pochowali swojego bliskiego. Wciąż jednak nie wiedzą, co tak naprawdę stało się w lipcu 2012 roku.

Komentarze